Less Touristy Italy
Eat, Discover, Explore

A blog for those who don't like beathen paths.
Zabytkowa kolejka linowa prowadząca do jaskini Grotta del Cavallone w Abruzji, z widokiem na górskie stoki i dolinę Majella poza utartym szlakiem w Abruzji

Poza utartym szlakiem w Abruzji: Fara San Martino, Zielona Rzeka i Grotta del Cavallone

Myślę, że co najmniej kilka razy wspomniałam, że Abruzja to mój ulubiony region Włoch, więc bardzo się ucieszyłam, gdy znowu tam pojechaliśmy. Tym razem na krótko – tylko dwa dni – ale i tak lepiej niż nic. Zatrzymaliśmy się w Fara San Martino w wielkim apartamencie; był naprawdę duży (w korytarzu można śmiało urzadzac wyscigi), świetnie wyposażony, a do tego z widokiem na góry. Super.

Nigdy nie mamy problemu, co zobaczyć w Abruzji. Po przyjeździe popołudniem i szybkich zakupach, pojechaliśmy do Palombaro; tam chcieliśmy obejrzeć kamienny kościół S. Angelo di Palombaro, a raczej to, co z niego zostało.

 

Dzień 1 – Fara San Martino i ukryta pustelnia w Palombaro

Pustelnia w górach przed wiekami służyła poganom do uprawiania kultu bogini płodności Bony. Czasy się zmieniły, poganie wymarli, a ci, co nie zdążyli, zostali nawróceni, i w średniowieczu na miejscu ołtarza Bony powstał kościół.

 

Ruiny pustelni San Angelo di Palombaro w Abruzji, ukryte w skalnej pieczarze u podnóża gór Majella.

 

Ścieżka do ruin zaczyna się w lesie. Oczywiście, moja niedźwiedziowa mania dała o sobie znać – byliśmy w górach Abruzji i powszechnie wiadomo, że grasują tam stada niedźwiedzi zjadające ludzi. Mimo licznych wędrówek po Abruzji wciąż żadnego nie spotkałam, ale kto wie, kiedy ten dzień nadejdzie.

Dojście do pustelni zajmuje około 20 minut. Ścieżka nie jest trudna, choć niektóre odcinki są nieco strome. Na jej końcu, w otwartej pieczarze czekają średniowieczne ruiny.

Spędziliśmy tam kilkanaście minut, a ponieważ jedyna droga prowadzi w dół, wróciliśmy do samochodu. Czy ruiny są warte zobaczenia? Biorąc pod uwagę, że spacer był krótki, powiedziałbym, że tak – było OK. Ale gdybym miała się wspinać dłużej niż 30 minut tylko po to, żeby zobaczyć te właśnie ruiny, byłbym, delikatnie mówiąc, rozczarowana.

Droga u podnóża gór prowadząca do pustelni jest miejscem piknikowym, ale sądząc po tym, jak wygląda teraz, zakładam, że nikt już z niej nie korzysta. Ciekawe, dlaczego… może bandy niegrzecznych niedźwiedzi wypłoszyły piknikujacych?

Zielone Rzeka (Il Fiume Verde) – Turkusowa Woda i Stara Fabryka  

Następnie pojechaliśmy zobaczyć Sorgenti Il Fiume Verde – Zieloną Rzekę. To jedna z ukrytych perełek Abruzji. Byłam tam kilka lat temu,ale żadne z nas nie pamietalo zbyt dobrze, jak do niej dojechac. Zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie naszym zdaniem powinna być rzeka – i zmiany nas zaszokowały; rzekę porosła trawa. Mauro stwierdził: ’ na pewno długo nie padało’ – to i nie ma rzeki. Rozglądajac się dookoła stwierdziliśmy, że zatrzymaliśmy się w złym miejscu. Ponoć nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, więc mimo że nie było zielonej wody, to stał tam piękny, stary, opuszczony dom.

 

 

Stary, opuszczony dom porośnięty bluszczem w Fara San Martino w Abruzji, w otoczeniu drzew i jesiennych liści.

 

Oczy mi się zaświeciły, bo budynek porastał powój i inne zielsko, a ja uwielbiam takie domy. Chyba to była stara fabryka makaronu i szczerze mówiąc, bardziej mi się podobały te ruiny niż poprzednie.

Potem przenieśliśmy się do Il Fiume Verde, która jest zaledwie kilkaset metrów dalej. Zielona rzeka jest naprawdę zielona, ​może bardziej turkusowa, a miejscami bardzo niebieska. Podobno właśnie te niezwykłe cechy sprawiają, że makarony De Cecco i Del Verde powstają w Fara San Marino. Nie bardzo wiem, co kolor rzeki ma do makaronu, ale najwyraźniej coś ma.

 

Opactwo San Martino i wąwóz Majella – cisza, góry i historia

Po krótkim spacerze w zielonych okolicznościach przyrody udaliśmy się do opactwa benedyktyńskiego w Gole di San Martino. Według zapisów historycznych opactwo zostało założone w IX lub X wieku; miejscowa legenda głosi, że jest starsze o 300 lat.

Opactwo to również rumowisko – bardzo malownicze zresztą i położone w równie malowniczym otoczeniu.
Jeśli masz ochotę na wędrówkę, jest tam fajny szlak biegnacy w górę od klasztoru.

 

Ruiny opactwa San Martino w wąwozie Majella w Abruzji, otoczone wysokimi skałami i dziką przyrodą.

 

Od mojej pierwszej wizyty w Fara San Martino sporo się zmiewniło. Wtedy parking był bezpłatny; już nie jest, ale za to jest znacznie większy. Lata temu przed wejściem do wąwozu witał nas uśmiechnięty znak drogowy, tzn normalny znak z namalowanymi oczami. I było to bardzo sympatyczne. Ale został on zastąpiony normalnym znakiem i nic już sie nie uśmiecha na nasz widok. Opactwo, a raczej ruiny, są takie jak były, podobnie jak otaczające je góry.

Weszliśmy nieco wyżej – widok na opactwo jest lepszy z góry. I tak zakończył się nasz pierwszy 'zruinowany’ w Abruzji.

 

Dzień 2 – Grotta del Cavallone: najwyżej położona jaskinia w Europie

 

Drugiego dnia planowaliśmy odwiedzić Grotta Del Cavalone, najwyższą położoną jaskinię w Europie. Ponieważ wycieczki z przewodnikiem (wyłącznie) odbywają się co godzinę i mieliśmy trochę czasu, więc po drodze wdrapaliśmy się do Logetta Sacrario. To ścieżka wykuta w skale, z której korzystali żołnierze (również polscy) podczas II wojny światowej.

Żeby odwiedzić jaskinię Del Cavalone potrzebny jest bilet – kosztuje 27 euro za osobę. A potem trzeba wjechać kolejką linową na górę. I tu miałam wątpliwości – nie ufam niczemu, co stoi/wisi wysoko we Włoszech (to po kilku wypadkach, kiedy zawalił się np. most, albo spadła np. kolejka linowa), więc przez całe 20 minut nieco panikowalam, bo podróż w zielonym zielonym, częściowo otwartym, koszu trwał właśnie tyle. Kabiny zabytkowej kolejki skojarzyły mi się z dużymi klatkami dla kur i średnio mi się to podobalo.

 

Zielony wagonik zabytkowej kolejki linowej prowadzącej do jaskini Grotta del Cavallone w Abruzji, zawieszony nad górskim zboczem.

 

 

Ale powtarzałam sobie, że jeżeli spadniemy, to nie ma znaczenie czy spadliśmy w koszu, czy w czymś bardziej designerskim.

Wsiadanie i wysiadanie z wagoników wymaga niejakiego refleksu: wózki się nie zatrzymują (obsługa przytrzymuje je tylko przez kilka sekund), więc wskakiwanie/wyskakiwanie odbywa się właściwie w ruchu.

To taki dodatkowy zastrzyk adrenaliny.
Widoki z góry są super, bo obracając się w koszu o 360 stopni możecie podziwiać panoramę Doliny Taranta. Mauro to właśnie robił, kręcąc się w kółko, co mnie, jako że nieco panikowałam, irytowało. Jeśli, tak jak ja, nie ufasz takim wiszącym rzeczom we Włoszech, to do jaskini prowadzi też szlak. Jego przejście zajmuje ok 2 h.

Po dotarciu na szczyt i zgrabnym wyskoczeniu z kosza poszliśmy do kawiarni po kaski. Możecie tam też pobrać kod i przeczytać po angielsku to, co po włosku opowiada o jaskini przewodnik.

Do jaskini prowadzi najpierw żwirowa droga, a następnie 300 kamiennych schodów.
Ponieważ wolę wchodzic niż schodzić, schody pokonałam w imponującym tempie. Wprawdzie na ostatnim schodku dostałam zadyszki, ale co tam. A potem z niejaką satysfakcją obserwowałam, jak znacznie młodsi ludzie sapiąc i stając co chwila, wspinają sie po schodach.

Przyszło mi do glowy, że praca w takim miejscu oznacza codzienne wiszenie w koszu. To zapewne kwestia przyzwyczajenia: niektórzy dojeżdżają do pracy samochodami, a inni robią to w zielonych klatkach zawieszonych na linach.

Jaskinia jest ogromna i, jak wszystkie jaskinie, pełna stalagmitów i stalaktytów o niekiedy dziwacznych kształtach.

 

Wnętrze jaskini Grotta del Cavallone w Abruzji, oświetlona ścieżka prowadząca wśród stalaktytów i skalnych formacji.

 

 

Można by się spodziewać, że w takim miejscu będzie cisza… ale nie, milczenie jest wbrew włoskiej naturze. Dlatego jaskinię wypełniły świsty, szepty, chrząkanie, nawoływania i inne dźwięki, które wydawali zwiedzający ją Włosi. I donośny głos przewodnika. Według niego, podczas II wojny światowej, tubylcy ukrywali się w grocie w bombardowań Abruzji przez aliantów. Do dzisiaj na ścianach pieczary widać ich zapiski i notatki.

Chodnik w jaskini jest szeroki i nie ma tam jakichś szczególnie ekstremalnych miejsc, ale w niektórych punktach jest śliski – przewodnik o tym uprzedza. Ostatnim punktem zwiedzania groty jest głęboka na 27 m dziura; prowadzą do niej dość strome schody. Ten punkt zwiedzania nie jest obowiązkowy – można poczekać przy mostku na powrót grupy. A po godzinie zwiedzania pozostaje tylko wrócić na dół. Oczywiście w koszu.

Praktycznie:

Ubierz się odpowiednio – przez caly rok temperatura w jaskini to 10°C., dodatkowo jest tam wilgotno.
Załóż solidne, nie ślizgające się buty; nie zakładaj nic z odkrytymi palcami ani butów na gumowej podeszwie.
Zabierz ze sobą wodę.

error: Content is protected !!

New posts straight to your email. 

Subscribe to the monthly newsletter