Lazio to niezwykle popularny region Włoch. Rzym jest oczywiście głównym magnesem przyciągającym miliony turystów z całego świata, ale Lazio oferuje znacznie więcej: fajne krajobrazy, morze, jedzenie, historię – czyli to, czego na wakacjach może oczekiwać przeciętny turysta.
Trevi Nel Lazio – małe miasteczko w górach Lazio
Lazio to też rzadko odwiedzane miasteczka, w których czas jakby stanął w miejscu. Jednym z takowych jest położone na wysokości 800 m Trevi Nel Lazio. Malutkie, bo zamieszkałe przez 1700 osób, jest miejscem, w którym wszyscy się znają. Jak na tak niewielkie miasteczko jest całkiem przyzwoicie przystosowane do życia: jest tam 4 czy 5 kawiarni, restauracja, szkoła, 2 czy 3 sklepy, bankomat (ale nie bank), mobilna poczta i oczywiście zamek.

Po drodze z lotniska w Rzymie postanowiliśmy się tam zatrzymać na dwie noce (wyszły 1 i 1/2), ale że samolot był opóźniony o 3 godziny, a GPS najadł się szaleju, prowadząc nas po dziwnych drogach, do Trevi Nel Lazio dotarliśmy po 1 w nocy. Szczęśliwie host na nas czekał.
Dlaczego warto zatrzymać się w Trevi Nel Lazio na dłużej niż kilka godzin
Do Trevi Nel Lazio można wpaść (i zwiedzić) na kilka godzin, ale wydaje mi się, że miejscowość może być w porządku na kilkudniową bazę do zwiedzania Lazio, a w przerwach – napawania się takimi Włochami, które powoli znikają pod naporem turystów i globalizacji. Rano obudziły nas plotkujące sąsiadki, mamy krzyczące „vieni” (najczęściej używane włoskie słowo), dzwony pobliskiego kościoła i unoszący się w powietrzu zapach świeżo parzonej kawy. Śniadanie zjedliśmy w barze w towarzystwie miejscowych old boys dyskutujących o życiu. A potem postanowiliśmy zobaczyć wodospad, czyli Cascata di Trevi.
Cascata di Trevi – wodospad i kąpiel w górskiej rzece
Mając świeżo w pamięci piękne wodospady w Bośni, byłam nieco sceptyczna, nie spodziewając się niczego szczególnego, zwłaszcza że nie pada, a więc kiepsko z wodą. Do kaskady łatwo dojechać – wystarczy wklepać nazwę w GPS. Droga do wodospadu jest tuż za (lub przed, w zależności skąd jedziecie) znajdującą się na zakręcie restauracją.
Ścieżka do kaskady jest krótka i łatwa, momentami jednak nieco śliskawa, więc warto patrzeć pod nogi.

Na szczęście okoliczności przyrody i Cascata di Trevi okazały się bardzo ładne. Na lewo od wodospadu jest dróżka na górę (łatwiej wejść niż zejść), więc możesz zobaczyć wodospad z innej perspektywy i, wyłaniając się z zarośli, przestraszyć lub zaskoczyć wypoczywających nad wodą (najwidoczniej nikt nie wchodzi na górę). Rzeka tworzy też tam coś w rodzaju kąpieliska i wierz mi, nie ma nic lepszego niż wskoczenie do zimnej górskiej rzeki w upalny dzień.
Po wodospadzie zjedliśmy lunch w Punto di Ristoro la Cascata – możesz o tym przeczytać tutaj.
Anagni – miasto papieży i katedra z niezwykłą kryptą
A potem pojechaliśmy do Anagni obejrzeć kaplicę w katedrze. Miasto w średniowieczu było rezydencją papieską; zresztą pochodziło z niego czterech papieży. Najważniejszym zabytkiem Anagni jest romańska katedra (XI/XII w.) i znajdująca się pod jej posadzką krypta św. Magnusa.

Żeby odwiedzić podziemia, trzeba kupić bilet (9 euro) w przylegającym do katedry muzeum i zarezerwować wizytę. Zarezerwować to może za duże słowo, ale odwiedzić je można w określonych godzinach, jako że światło w krypcie zapalane jest co jakiś czas na 20 minut. Musieliśmy więc poczekać na oświetlenie; w podziemiach po ciemku na ogół mało co widać.
Katedra w Anagni i krypta św. Magnusa – czy warto?
Moim zdaniem katedra sama w sobie nie jest szczególnie interesująca, muzeum też jest nudnawe, ale podziemia absolutnie warto odwiedzić. Krypta jest duża – ma ponad 500 metrów kwadratowych, składa się z trzech naw i jest pięknie ozdobiona freskami.

Oczywiście, jak to w kościołach, przedstawiają one świętych, męczenników, apokalipsę itp. I tylko przy włączonym świetle widać, że mimo upływu wieków freski są w dobrej formie i świetnie zachowały ładne, żywe kolory.
Po katedrze przeszliśmy się główną ulicą, podziwiając bardzo ładne budynki, np. pałac papieski czy ratusz. Zjedliśmy jeszcze dobre lody i przenieśliśmy się do Genazzano obejrzeć Ninfeo Bramante.
Genazzano i Ninfeo del Bramante
Ninfeo del Bramante, wyglądające jak malownicze ruiny kościoła stojące pośrodku ogrodu, to ninfeum, co w starożytnej Grecji i Rzymie oznaczało grotę lub gaj z naturalnym źródłem poświęcone nimfom. W przypadku Genazzano powstanie ninfeum było pomysłem rodziny Colonna – właścicieli wielu posiadłości w tym regionie. Jak na majętnych przystało, do zaprojektowania budowli wynajęli oni nie byle kogo, bo Donato Bramantego – jednego z największych renesansowych nazwisk w architekturze i sztuce.

Sądząc po wciąż świetnie zachowanych ruinach (nie takie znowu ruiny), dzieło Bramantego musiało być niezwykłej urody. W budowli widać pomieszczenia, ozdobne okna, okrągły zbiornik na wodę i siedziska, na których rodzina Colonna oddawała się słodkiemu nicnierobieniu, rozmyślaniu o życiu i zapewne knuciu. Każdy od czasu do czasu to robi, więc zakładam, że historyczni bogacze też się tym zajmowali. Nie znalazłam niestety śladu nimf, ale podejrzewam, że były tylko pretekstem do wybudowania sobie otoczonego zielenią azylu w sąsiedztwie miło szumiącego strumienia. W końcu „jestem w ninfeum” brzmi znacznie lepiej niż „siedzę w altanie w ogrodzie”.
Ruiny są super – szkoda, że budowla nie przetrwała w nienaruszonym stanie, ale mimo to i tak jest piękna.
Lazio poza Rzymem – plan na 1 dzień
A potem wróciliśmy do Trevi Nel Lazio, gdzie miejscowi byli zajęci przygotowaniami do lokalnego święta z wyścigiem rowerowym i kupą jedzenia w roli głównej.














